Dlaczego 3 słoniki?

Dlaczego Trzy Małe Słoniki? Ano dlatego, że jest nas trójka (i może nawet tak pozostanie przez najbliższe 6 m-cy, kto wie?), w tej części świata mają hopla na punkcie słoni (wiadomo, trąba do góry, te sprawy :), a także słonik... yyy... znaczy słoń to symbol mądrości, siły i pomyślności fortuny, a i piwo które nas tu ujęło swym smakiem od pierwszego kontaktu nazywa się...yyy... no właśnie mamy jeszcze niejakie problemiki z miejscowym "alfabetem robaczkowym" :)) ale na naklejce są dwa białe słoniki, więc jak mamy ochotę na piwko grypsujemy w naszym slangu: "to jak? co pijemy? białe słoniki oczywiście :))!!!!", aha ponieważ słoniki na naklejce są białe, pasuje to do naszej "rasowej" sytuacji w środku Azji. Jeśli zaś chodzi o owe białe słoniki, to okazało się że to piwo marki Chang, z dwoma białymi słonikami w herbie, browar ten jest sponsorem Evertonu, a chang znaczy po prostu słoń... ot i cała tajemnica :)). Tak oto wygląda krótkie wytłumaczenie "co i jak" w tej materii, więc optymistycznym "I oby trąba twojego słonia nie trafiła w kaktus " ('Zmiennicy') :D
pozdrawiamy i życzymy pięknej zimy w Polsce:)



niedziela, 22 marca 2009

Z Siem Rap do Bangkoku

W Bangkoku chcieliśmy być jak najwcześniej i jak najmniej zmęczeni. W sobotę i niedziele jest Chatuchak Market czyli największy w stolicy targ. Do granicy wynajęliśmy za 26$ taksówkę, można oczywiście taniej autobusem ale on jedzie 7 godzin. Taksówka dotarliśmy w 3 godziny. Droga która miała być tylko twardym, ubitym duktem okazała się wyasfaltowana w 90% i jechało się po niej szybko i bezpiecznie. Na granicy nie mieliśmy żadnych problemów i dostaliśmy wbitą 2 miesięczną wizę, miło z ich strony :)

Po tajskiej stronie cały teren przygraniczny to jeden wielki targ z bardzo konkurencyjnymi cenami. Zatrzymaliśmy się przy biurze turystycznym i tam od razu zaproponowano nam minibusa do Bangkoku za 350B mówiąc oczywiście, że nie ma innych możliwości dostania się do stolicy. Krótki śmiech w stronę naganiaczy, poszliśmy dalej. Olaliśmy także tuk-tukowców spod granicy którzy za 80B chcieli nas zawieźć do miasta, przeszliśmy 100m dalej i za 50B wzięliśmy tuk-tuka z głównej ulicy. Do miasta jest dość spory kawałek coś koło 7km. Kierowca wyrzucił nas zaraz przy przystanku autobusowym. Mieliśmy farta, autobus odjeżdżał za 20min. Kupiliśmy bilet za 116B i w drogę.

W stolicy wylądowaliśmy na dworcu północnym, nie zabardzo wiedzieliśmy jak się stamtąd wydostać. W informacji turystycznej polecili nam taxi ale to nie wchodziło w grę wzięliśmy więc tuk-tuka pod stacje kolejki LTR za 40B zdzierstwo. Teraz wiem że zaraz przy terminalu autobusowym jest pętla i przystanek miejskich autobusów i na przykład autobus nr.3 za 7B zawiezie cię pod Khosan Road. My postanowiliśmy zatrzymać się w innym getcie turystycznym przy Sukumvit Road. Zaczęliśmy poszukiwania czegoś taniego i tu klęska na całej linii najtańsza opcja wynosiła 450B za pokój. To za drogo, o wiele za drogo. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy na Khosan Rd. Udało się znaleźć tani nocleg za 250B z klimą, choć akurat tego nie lubimy, w Live Good Guest House przy Tanang Rd 81/2. Z czystym sercem możemy polecić tą miejscówe. Ceny za jedynkę zaczynają się od 150B a za dwójkę od 200B. Co prawda nie mają darmowego wi-fi ale łapaliśmy sygnał z pobliskiej kafei ethos (klucz: ethosfreewifi) i oczywiście true wi-fi w którym po zalogowaniu możesz serwować bez ograniczeń w całym Bangkoku. Miejsce w którym był nasz hostel było w zagłębiu wegetariańskich knajp co bardzo ucieszyło Kielona jak i mnie również. Kurcze, znowu w stolicy od razu gęba jakoś sama mi się cieszy, lubię to miejsce to szczególną atmosferę, dobrze tu być z powrotem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz