Poranek pierwszego dnia był zagospodarowany pracowicie. Najpierw udaliśmy się do banku żeby wypłacić trochę gotówki. Okazało się że w bankomatach dostaje się dolary. W całej Kambodży można płacić w dolarach, a miejscowa waluta riel jest raczej traktowana jako bilon do wydawania. Wszystkie kasy w sklepach operują dwoma walutami (1$ to około 4100rieli) Skorzystaliśmy z usług głównej centrali Canadia Bank, gdyż ten nie pobiera prowizji, a dodatkowo jest tu wysoki limit wypłacenia pieniędzy, w innych mniejszych oddziałach można wypłacić tylko 100$.
Po południu poszliśmy zwiedzać Pałac Królewski. Wejście było trochę drogie bo 8$ ale warte swojej ceny. Pałac Królewski oraz Srebrna Pagoda robią niesamowite wrażenie. W samej Srebrnej Pagodzie posadzka wykonana jest ze srebrnych płytek, podobno cała niestety większa część pokryta jest dywanem. Stojący tam Budda wykonany jest cały ze złota i pokryty coś koło 2000 diamentami. Cudo!!!
Wieczorem umówiliśmy się z koleżanką Kielona – Majką. Majka mieszka tu już kilka lat i wykłada na prywatnej uczelni. Wcześniej przez kilka lat mieszkała w Wietnamie i pracowała jako fotograf. Przybliżyła nam trochę sytuację w Kambodży. Nie wygląda to tak kolorowo jak nam się wydawało. Panuje tutaj lewicowy rząd który swą lewicowość ma tylko w nazwie, poza tym dba tylko o swoje interesy, jest do cna skorumpowany i w ogóle nie troszczy się o swoich obywateli. Czyli takie nasze SLD. Opowiedziała nam historie o ludzi eksmitowanych z całych kwartałów dzielnic przez policję gdyż jeden z większych koncernów postanowił wybudować tam fabrykę. Zapłacił odpowiednie pieniądze rządowi i nie było problemu. A ci którzy się zabarykadowali i bronili swojej własności zostali zabici albo uwięzieni, Tak to mniej więcej wygląda od poszewki ale takich wiadomości nie ma w radiu i telewizji. Ludzie zdani są tylko na pomoc organizacji charytatywnych, które zajmują się wszystkim od lecznictwa po edukacje, 60% Kambodżan jest analfabetami. Wiadomo że ciemną masą łatwiej sterować. Mimo wszystko się nie poddają i patrzą na świat z optymizmem.
Wróciliśmy ze spotkania w mieszanych nastrojach i postanowiliśmy porozmawiać o tym na tarasie naszego hostelu przy dzbanku piwa za 2,5$, a tam nagle pojawił się Maps i Jonas których spotkaliśmy wcześniej na południu Laosu. Radości było co niemiara i znowu sprawdza się powiedzenie że świat jest mały. Spotkanie przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, a rano mieliśmy jechać do Kampotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz