Po całej nocy jazdy w rozklekotanym autobusie dotarliśmy do Pakse. Nie było źle inni mieli gorzej.
Była godzina 8rano, a autobus wysadził nas gdzieś w mieście, w takim miejscu, które ni jak nie widniało na naszej mapie. Postanowiliśmy nie zostawać tu dłużej, tylko od razu jechać w stronę wodospadów do Tadlo. Musieliśmy się dostać na południowy terminal autobusowy, z tuk-tukowcem wynegocjowaliśmy cenę 7000kip od głowy i ruszyliśmy. Był to dość spory kawałek bo przystanek mieści się 7km za miastem. Gdy dotarliśmy kierowca zażądał od nas 70000kip i twardo obstawał przy swoim. Cóż powiedzieliśmy mu jeżeli nie chce naszych 21000 to nie dostanie nic i odwróciliśmy się i poszli. Zrobił się zamęt, jęk, prawie płacz a potem groźby w końcu wziął od nas wyliczoną kasę i klnąc pod nosem odjechał. A największy ubaw z tej sytuacji mieli zgromadzeni Laotańczycy, ale żaden z nich nie wstawił się za kierowcą tuk-tuka, taksówkarz w każdym zakątku świata traktowany jest jako wredna złotówa w tym wypadku wredny kip.
Do autobusu mieliśmy godzinkę. Na dworcu spotkaliśmy dwie Czeszki które nie mogły sobie poradzić z dojechaniem do Champsak. trochę nas to przestraszyło, gdyż miał być to kolejny cel nasz podróży. Na szczęście wespół udało nam się rozwiązać problem, okazało się że jeżdżą tam ciężarówki osobowe a nie autobusy. Uradowane Czeszki pojechały w swoją stronę a my autobusem w stronę Tadlo.
Autobus jechał ponad 2 godziny i wysadził nas przy zjeździe na Tadlo jakieś 3km od przysiółka. Od razu znalazło się 3 motorowerzystów którzy za 5000kip zawieźli nas na miejsce. Zatrzymaliśmy się w Tom's Guest House
Guest house był zaraz koło rzeczki przy moście, a za mostem były już wodospad. Był to nasz dzień odpoczynku po całonocnej drodze. W ciągu dnia kąpaliśmy się w wodospadzie a wieczorem piwko na werandzie hostelu z pięknym widokiem na rzekę.
Rano zjedliśmy śniadanie, tuk-tukiem podjechaliśmy pod skrzyżowanie i wróciliśmy do Pakse na południowy terminal autobusowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz