Stolicę Laosu Vientian potraktowaliśmy po macoszemu, może to wynik wczorajszych eksperymentów medycznych, a może to ten klimat senności który otaczał miasto? Nie chciało nam się nic. Z Vang Vieng wyjechaliśmy autobusem wcześnie rano i w stolicy byliśmy koło 10tej. Wysadzono nas na terminalu autobusowym w samym sercu miasta. Na wielkiej tablicy odjazdów autobusów wypatrzyliśmy tylko jeden do Pakse o 15.30. Postanowiliśmy zatem zwiedzić miasto w pół dnia. Bagaże zostawiliśmy w „przechowalni” czyli w budce strażnika przy wjeździe na terminal, skasowali nas tam po 10000kip od plecaka ale to zawsze lżej na plecach, choć na portfelu również.
Okazało się że całe centrum można obejść w godzinkę i tak zrobiliśmy, miasto było wymarłe, do tego temperatura wysoka i pustki nawet w klimatyzowanych sklepach. Daliśmy sobie wolne. Kami z Kielonem poszli na pizze, jak się okazało jedna najgorszych w życiu tu cytuje za Kielonem - „nie wszystko co okrągłe to pizza, a nie każdy chłop z widłami to Posejdon”. Ja natomiast udałem się na pobliski stragan i tam za 10000kip miałem przeogromną michę zupy z nudlami i wieprzowinką na ostro, pychota :))
Umówiliśmy się pod fontanną która jest w sercu miasta. Czekając na nich patrzyłem jak wolno toczy się sobotnie życie w upalnej stolicy, jak ludzie, oczywiście jeśli są, poruszają się w żółwim tempie, jak samochody i motory raz na kilka minut przecinają ciszę warkotem silników i nawet ptakom w ten dzień nie chciało się ćwierkać, a woda w fontannie przestała tryskać i tak patrzyłem na to , patrzyłem, patrzyłem i zasnąłem.
Obudził mnie Kielon o godzinie 14tej, czas było ruszać na dworzec.
Odebraliśmy bagaże i staraliśmy się kupić bilet. I tu niespodzianka autobus mimo że był na rozkładzie nie odjeżdżał z tego terminalu tylko z południowego. Rozkład jazdy okazał się stary i nieaktualny.
Nie zostało nam nic innego jak przedostać się na drugi dworzec i to w tempie szybkim. Wynegocjowaliśmy cenę 20000kip za tuk-tuka i ruszyliśmy w drugą część miasta. Przyznać muszę że był to spory kawałek i na terminal trafiliśmy po 15.30. Tu na szczęście okazało się że autobusów do Pakse jest więcej a najbliższy odchodzi o 16tej.
Był to autobus najtańszy, ekonomik, za 100000kip. Autobusy te, jak dowiedzieliśmy się już wcześniej, mają to do siebie, że służą jako małe ciężarówki, a ludzie są tylko zbędnym balastem. Co prawda mieliśmy miejsca siedzące na końcu autobusu ale przestrzeń pod siedzeniami, półki na bagaże i przejścia były zawalone jutowymi worami z ryżem, środkami ochrony roślin,roślinami, bulwami, wiadrami z czymś, drutem, szrotem po prostu wszystkim co było potrzebne na południu kraju.
Ruszyliśmy w drogę przed nami cała noc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiem prawa autorskie :(... mogę ten tekst (bez żadnych opłat) zamieścić w swoim opisie na GG?? cytuję "nie wszystko co okrągłe to pizza, a nie każdy chłop z widłami to Posejdon”koniec cytatu... Mogę?? pleace :)
OdpowiedzUsuńMichał sami już wiecie skąd :)
Proszę bardzo:)
OdpowiedzUsuń