Dlaczego 3 słoniki?

Dlaczego Trzy Małe Słoniki? Ano dlatego, że jest nas trójka (i może nawet tak pozostanie przez najbliższe 6 m-cy, kto wie?), w tej części świata mają hopla na punkcie słoni (wiadomo, trąba do góry, te sprawy :), a także słonik... yyy... znaczy słoń to symbol mądrości, siły i pomyślności fortuny, a i piwo które nas tu ujęło swym smakiem od pierwszego kontaktu nazywa się...yyy... no właśnie mamy jeszcze niejakie problemiki z miejscowym "alfabetem robaczkowym" :)) ale na naklejce są dwa białe słoniki, więc jak mamy ochotę na piwko grypsujemy w naszym slangu: "to jak? co pijemy? białe słoniki oczywiście :))!!!!", aha ponieważ słoniki na naklejce są białe, pasuje to do naszej "rasowej" sytuacji w środku Azji. Jeśli zaś chodzi o owe białe słoniki, to okazało się że to piwo marki Chang, z dwoma białymi słonikami w herbie, browar ten jest sponsorem Evertonu, a chang znaczy po prostu słoń... ot i cała tajemnica :)). Tak oto wygląda krótkie wytłumaczenie "co i jak" w tej materii, więc optymistycznym "I oby trąba twojego słonia nie trafiła w kaktus " ('Zmiennicy') :D
pozdrawiamy i życzymy pięknej zimy w Polsce:)



wtorek, 28 kwietnia 2009

Langkawi plaża, morze i ....


Wylądowałem w Langkawi. Od razu, po wyjściu z promu, człowiek wchodzi na ciąg bezcłowych sklepów. Można tam kupić wszystko, od elektroniki, po perfumy i oczywiście tani alkohol. Niestety, aby z przystani promowej dostać się do Pentai Cenang, gdzie wreszcie z chłodnym piwkiem można usiąść nad brzegiem morza i rozkoszować się zachodzącym słońcem trzeba pokonać jakieś 20km. Jako że na wyspie nie ma transportu publicznego jedynym rozwiązaniem jest wzięcie taksówki za 24RM ( tu przypominam 1 ringgit to około 1 złoty, łatwo się liczy) Ja, starym, harcerskim sposobem postanowiłem złamać tą zasadę i wyszedłem na stopa. Czekałem, czekałem, trwało to dobrą godzinę, a w międzyczasie podjechało z osiem taksówek. Miałem jednak szczęście zatrzymała się dwójka Australijczyków, którzy wynajęli tu samochód. Notabene wynajęcie auta jest tu tanie za 3 dni zapłacili 85RM.

Znalazłem nocleg w Gecko Guesthouse, polecany przez LP. Dorm kosztował 15RM był tłoczny, duszny, pełen piachu, zapachu olejku do opalania i zapełniony w 100% freakami ale o to mi chodziło, bo zaczynało mi się trochę nudzić.

Plaże tutaj są białe, morze ciepłe, a słońce opala na heban. W okolicznych knajpkach jedzenia wyśmienite i to za przystępną cenę, a cena piwka zaczyna się od półtora ringgita. Dla lubiących mocniejsze sporty, litrowa butelka Bacardi kosztuje 30RM Ludzi nie zbyt dużo, wiadomo kryzys :) a po godzinie w tej mieścinie człowiek czuje się jak u siebie. Z morskich rozrywek są kajaki, narty wodne, wycieczki na pobliskie wyspy, nurkowanie i sailgliding. Czyli żyć nie umierać.

W takich warunkach nawet nie wiem kiedy minęły cztery dni.

Należę do ludzi którzy nie usiedzą w jednym miejscu, dlatego postanowiłem ruszać na stały ląd. Z powrotem wracałem taksówka z trójka Niemców, więc podzieliliśmy koszty na czterech.

Moim następnym punktem podróży był Georgetown. Można tam dopłynąć wprost z Langkawi ale kosztuje to 60RM. Popłynąłem do Kuala Perlis za 18RM. Stamtąd miał być jakiś przewóz w moim kierunku ale okazało się że się spóźniłem. Nie było sensu czekać aż do rana, w mieście, w którym nie ma nic. Musiałem więc wziąć kolejną taksówkę, tym razem do Kangar za 14RM. Miałem szczęście, od razu załapałem się na autobus do Butterworth za 13,60RM a stamtąd prosto promem do Georgetown za 1,20RM. Oszczędziłem 23RM co akurat wystarczyło na jeden nocleg.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz