Na dworcu w Phitsanulok znalazłem się koło godziny 20tej. Zrobiło się ciemno, a ja musiałem znaleźć jakiś nocleg. W Lonleju nie było mapki miasta, ale za to było dość dobrze wytłumaczone gdzie w pobliżu znajduje się hotel o znajomej nazwie Londyn. Mimo że nazwa znajoma miałem trochę problemów z trafieniem, a dokładnie ze zlokalizowaniem tego miejsca. Problem polegał na tym że plafon z nazwą był napisany po Tajsku, a do recepcji wchodziło się jak do wielkiego garażu. Nie było tam drzwi tylko zasuwana metalowa brama. Wynająłem pokój na jedną noc za 200B. W środku żadna rewelacja coś pomiędzy klatką schodową a magazynem, ale było w miarę czysto, wiatrak kręcił się nad głową więc jak na te kilka godzin snu czemu nie.
Rano ruszyłem na zwiedzanie, najpierw biuro informacji turystycznej, w niedziele otwarta, gdzie wydębiłem mapkę i zdobyłem garść informacji o okolicy.. Zasadniczo główną atrakcją miasta jest kompleks świątyń Wat Yai. Znajduje się tam kilkanaście budynków, trochę ruin i niezliczona ilość posągów Buddy. Miałem szczęści gdyż akurat był Songkran festiwal dlatego było mnóstwo ludzi, a na dodatek stragany ze smakołykami i pamiątkami i gdyby nie wszechobecny zapach kadzidełek można by pomyśleć że jesteśmy gdzieś w Polsce na odpuście. Ludzie się modlili palili świeczki, wspomniane kadzidełka, a na jednym z placów gdzie były ustawione małe posążki Buddy, wierni chodzili od jednego do drugiego i polewali je wodą z małych miseczek. Miało im to przynieść szczęście w nadchodzącym roku.
Cały kompleks świątynny położony jest nad rzeką. Na drugim natomiast brzegu, znajdują się ruiny starszych świątyń, oraz pomnik, jak mi się zdaje, jednego z królów.
Ogólnie miasto bardzo miłe i ładne. Miałem jeszcze zwiedzić fabrykę posągów Buddy, ale była na drugim końcu miasta, w przeciwnym gdzie był dworzec więc zrezygnowałem.
Pojechałem autobusem(39B) do Sukhothai.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz