Tak, to już piąta wizyta w Bangkoku w ciągu pięciu miesięcy, myślę że ostatnia. Pewnie jak bym musiał tyle razy jechać do Warszawy to wolał bym się powiesić, ale Bangkok to co innego, to dopiero stolica!!! W piątek udało mi się odebrać paszport i to bez żadnych zgrzytów. Niestety termin mojej wizy do Birmy minął 22go, szkoda, trzeba zmienić plany. Na trzy dni zamelinowałem się w moim hostelu. Tu przed wyjazdem zostawiłem bagaże i zarezerwowałem nocleg mniej więcej na ten dzień.
W mieście panował upał więc zwiedzać to raczej mi się nie za bardzo chciało, zresztą miasto znam już dość dobrze. Postanowiłem okupić się w ciuchy, moje rzeczy po pół roku nadają się do wyrzucenia, zresztą i tak pozbywałem się ich sukcesywnie. W piątek wybrałem się na zakupy na targ w okolicy Th Krung Kasen, dokładnie trudno mi to umiejscowić. Na targ natrafiłem jadąc autobusem 57 na dworzec. Oprócz targu z super ciuchami i cenami, jest tam w pobliżu wielkie centrum hurtowe mieszczące się w kilku piętrowym budynku, tam zakupy można zrobić w klimatyzowanym budynku. W sobotę oczywiście ostatnie suweniry na targu Chatuchak.
Wieczorem pożegnanie z miastem, będzie mi go brakować, tego ruchu, smogu, upału, uśmiechniętych mieszkańców, wszędobylskich turystów, przydrożnych straganów z żarciem, chłodnego Changa wieczorem....
O godzinie 22.30 wpakowałem się do pociągu do HatYai, teraz już wiedziałem trzeba się ciepło odziać bo klima działa aż za dobrze. Przede mną 14 godzin jazdy.
Do zobaczenia Bangkoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz