Z Pai wyjeżdżaliśmy wcześnie rano, dzięki temu udało nam się wreszcie zobaczyć jak mnisi rano zbierają jedzenie. Buddyści wierzą że darując mnichom strawę w następnym wcieleniu nie zaznają głodu. Dzięki temu mnisi mogą egzystować i więcej czasu poświęcać na medytacje.
Jako środek transportu tym razem wybraliśmy busa, mimo że kosztował 150B, a autobus tylko 76B. Jego zaletą było to że droga trwała tylko 2 i pół godziny.
Ręka Kielona już prawie wydobrzała dlatego mógł na popołudnie umówić się na dokończenie kursu gotowania. Wieczorem zakupił sobie bilet do Bangkoku za 338B w hostelu Daret's House, co ciekawe to taniej niż u oficjalnego przewoźnika, a w dodatku dowożą cię pod samo Khosan Road. Tak to prawda, jak się wszyscy domyślają, rozdzielamy się z Kielonem na kilka miesięcy. On postanowił polecieć do Nepalu, ja natomiast z racji tego że muszę być w Polsce trochę wcześniej, postanowiłem po eksplorować głębiej tę część Azji. Nepal zwiedzę razem z Indiami i Bangladeszem w kolejnym półrocznym pakiecie wyjazdowym, ktoś jedzie??? :)))
Wieczorem jeszcze ostatnie zakupy na Nocnym Bazarze. Faktycznie okazało się że rzeczy z jedwabiu są o wiele tańsze niż w stolicy, a porównując do cen w Europie to są prawie jak za darmo.
Następnego ranka w naszym hostelu wypożyczyliśmy motorki co okazało się błędem mimo że kosztowało nas to 200B nie były one ubezpieczone. Pojechaliśmy na ostatni zastrzyk przeciw wściekliźnie, a potem za świątynie Doi Suthep do Phra Tamnak Phu gdzie znajduje się letnia rezydencja króla. Niestety przyjechaliśmy tam w czasie kiedy była przerwa, a że mieliśmy mało czasu postanowiliśmy wracać. Zjeżdżając z góry, na krętej drodze niestety miałem poślizg i ratując przed zniszczeniem motor poobdzierałem się trochę. Gdy wróciliśmy właściciel zażądał astronomicznej kwoty za naprawą obdartego lusterka i plastikowych części. Pożegnałem się z Kielonem, który miał autobus i zacząłem negocjacje. W negocjacjach byłem twardy i nieugięty tak że musiała się włączyć policja. Negocjacje po godzinie przerodziły się w szarpaninę i w ten oto sposób pozbyłem się paszportu. Policja napisała raport, który wraz z rachunkiem i paszportem mają odesłać do Ambasady Polski. Ale nie zapłaciłem!!!
Musiałem na tę noc zmienić hotel, a rano ruszyłem do Chiang Rai.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz