Mimo że z Dalatu wyjechaliśmy około ósmej, a do Nha Trang jest jakieś 120km to na miejscu byliśmy dopiero po 14tej. Autobus musiał jechać z powrotem pod Sajgon by odstawić jakiś ludzi na jakąś tam super plaże. Grunt że dotarliśmy na miejsce.
Nie chciało nam się szukać w centrum miejscówy na spanie więc skorzystaliśmy z oferty naszego przewoźnika (TM BROTHERS) i zostaliśmy w ich hotelu za 10$ na 3 osoby. Spełniał on nasze wymogi wygodne łóżka, wiatrak nad głową, wi-fi, i dodatkowo kablówka.
Po nieodzownym w takim klimacie prysznicu, ruszyliśmy w niekomercyjną część miasta zobaczyć wielkiego białego Buddę. Figura mieści się na szczycie małej górki wśród kompleksu świątynnego, robi z daleka naprawdę duże wrażenie. Co prawda gdy się lepiej przyjrzeć, widać że to tylko odlew gipsowy, pusty w środku, ale i tak jego wielkość poraża. W cokole na którym jest umieszczony jest nawet malutka kapliczka.
U stóp wzgórza znaleźliśmy małą wegetariańską restauracyjkę, z tanim smacznym jedzeniem. Najlepsza rekomendacją dla niej było to, że przychodzili tam stołować się mnisi.
Wieczorkiem z Kielonem ruszyliśmy na deptak przy plaży, zobaczyć jak wygląda nocne życie. No i cóż, to taka, Ustka ,Łeba, Władysławowo czy Kołobrzeg plus do tego centra nurkowania. Z tego co widzieliśmy na zdjęciach rafa koralowa nie umywała się do tej filipińskiej czy tajlandzkiej, no ale cóż my zaczęliśmy od najpiękniejszych to teraz trudno jest nas czymś zaskoczyć.
Jeżeli natomiast twój portfel nie boi się wyzwań, to na pewno w okolicznych knajpach będziesz balował do rana za 20$ jako król baru i parkietu. Ceny alkoholi są niewygórowane a knajp jest tu zatrzęsienie.
Gdy za 29$ kupowaliśmy bilet do Hanoi w promocji była tańsza o połowę, całodniowa wycieczka statkiem. Postanowiliśmy to wykorzystać. Cóż cały dzień za 4$ czemu nie.
Rano odebrali nas spod hotelu, niestety mimo że piechotą do przystani było jakieś piętnaście minut, my jechaliśmy 40 minut zabierając wszystkich z okolicznych hoteli.
Jako że to była ósma rano to 80% młodszej części wycieczki była na kacu lub jeszcze lekko pijana. Nam to nie przeszkadzało, no może troszkę.
I tak oto wesołym autobusem dobrnęliśmy do portu bez zgrzytów. Wsadzili nas na łódź, całe 50 osób. Wycieczka była fajna, choć żadnych rewelacji, no może oprócz pływającego baru z darmowym winem. W cenę wliczony był suty obiad z opcją dla wegetarian i owocki. Na zakończenie zabrano nas jeszcze na zwiedzanie betonowego akwarium ale zrezygnowaliśmy choć niektórzy twierdzili podobno że było warto. Faktem jest że za 4 dolce bawiliśmy przednio i oto chodziło.
Jako że nasza wycieczka kończyła się o 16tej a autobus był o 18tej to idealnie wszystko zgrało się z czasem. Następny przystanek to Hoi An.
Na ten odcinek drogi mieliśmy wykupiony bilet na miejsca siedzące, jednak że nie opłacało im się dla naszej trójki kombinować innego przejazdu, usadowili nas po prostu na miejscach leżących z tyłu autobusu. Wyspaliśmy się tam bez problemu, a o godzinie szóstej rano wysadzili nas w Hoi An.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz