Do Hue oczywiście dojechaliśmy wieczorem. W tym szaleństwie jest metoda, późno przyjeżdżasz, wymęczony, nie chce ci się szukać noclegu i zostajesz na miejscu wskazanym przez przewoźnika przepłacając za nocleg. Jak to przeważnie robimy, olaliśmy wskazane miejsce i poszliśmy w zagłębie hotelowe. Towarzyszyła nam super para Agnieszka i Paweł z Gdańska/Biłgoraju. Byli właśnie w podróży przed ślubnej, wielkie pozdrowienia i uszanowania dla Nich!!! Znaleźliśmy nocleg w hotelu naprzeciwko mini restauracji Friends. Knajpa ta jest nawet opisana w LP, warto tam wypić piwo za 8000d otwierane za pomocą deseczki ze śrubką lub coś przekąsić, bo jedzenie smaczne choć ceny troszkę wyższe niż w okolicy.
Wieczór to tylko szybki rzut oka po okolicy i już tylko słodki sen w ekskluzywnym hotelu za 8$ .
Następnego dnia pojechaliśmy na wycieczkę do strefy zdemitarizowanej DMZ . Lata 70te już dawno minęły i zwiedzać już też nie za bardzo jest tam co. O pola minowe, lotniska, okopy upomniała się już dżungla i tak że szczerze, wyjazd w tą dzicz nie jest warty wydania 8 dolców.
Rano, za radą spotkanych wcześnie podróżników, wynajęliśmy rowerki za dolca na cały dzień i pojechaliśmy eksplorować (trudne słowo) miasto. Super sprawa, mapę kupiliśmy w naszym hotelu za pół dolca, a potem to już w HUE. Po głównych miejscach miasta, przemieszczasz się szybko, rower to sprzęt który koniecznie musisz mieć. Warto zobaczyć kilka pagód, i świątyń za miastem które naprawdę robią wrażenie oraz oczywiście stare groby królewskie. Trzeba jednak uważać i ostro protestować bo przed niemal każdą świątynią stoją panie które pobierają opłatę za parking, którego tam w zasadzie nie ma.
Czy jest sens oglądania pałacu? – nie wiem, wszystko jest tam odbudowywane na bieżąco. Po amerykańskich nalotach pozostały jedynie mury obronne poza tym nie ma tam nic oryginalnego. Co nas przeraziło i trochę zniesmaczyło to to że niektóre rzeźby zamiast z kamienia odlane były z plastiku :(
Wieczorem czekała nas już droga do Hanoi. Kupione mieliśmy najtańsze bilety, co oznacza siedzące. Tym razem nie udało się wydębić za darmo miejsc leżących. Okazało się że przerzucili nas do zupełnie innego autobusu niż firmowy (bardzo częsta praktyka w tej części świata) w którym była zbieranina „oszczędnych” podróżników z różnych biur podróży na szczęście dojechaliśmy bez żadnych zgrzytów. Ja tradycyjnie zająłem główne przejście i spałem do samego Hanoi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz