Ostatniego dnia poszliśmy się pożegnać z miastem, nie zrobiło ono nas takiego wrażenia jak Sajgon ale cóż, Warszawa mimo pięknej starówki i zamku jest jeszcze gorszą wsią. Hanoi ma jednak w sobie jakiś klimat, którego próżno szukać w blokowiskach Żoliborza czy Ursynowa.
Najpierw poszliśmy do mauzoleum Ho Chi Mina, wejście za darmo ale czynne tylko do 11tej . Nie można fotografować ani wnosić plecaków czy toreb ze sobą, na szczęście jest darmowa przechowalnia bagaży. Cóż mumia wyglądała jak kukiełka piaskowego dziadka, a całe zwiedzanie trwało 2 minuty i nie było warte zachodu.
Potem kupiliśmy bilety, na miejsca siedzące, na pociąg do Sapy a dokładniej do Lao Cai, za 99000VNd. Oczywiście zrobiliśmy to na głównym dworcu, bo agencje sprzedawały tylko te najdroższe, mówiąc że innych nie ma. Poszliśmy na zwiedzanie muzeum wojska i wojny wietnamskiej. Choć nie jestem militarystą podobało mi się, szczególnie amerykański sprzęt wojskowy, pozostawiony przez uciekających jankesów.
Na zakończenie zwiedziliśmy Świątynie Literatury,(5000Vnd) kompleks budynków najstarszego uniwersytetu w Wietnamie.
Przez cały nasz pobyt w Hanoi chcieliśmy iść zobaczyć teatr kukiełek na wodzie, niestety zdobycie biletu zakrawało o cud. Dopiero tuż przed samym wyjazdem udało się dostać bilety. Mimo wysokiej ceny nie było co żałować, mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie a przedstawienie naprawdę było ekstra, Polecam.
Pociąg był o 22.00 zostało nam wypić pożegnalne piwko, ruszyć się na dworzec i pociągiem odjechać na północ w stronę gór.
Żegnaj Hanoi, nie wrócę tu raczej szybko, a szkoda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz