Witajcie z Bangkoku, u mnie 9am i 30st w Polsce chyba jeszcze śpią i jest zimno:) Wciąż przyzwyczajamy nasze organizmy do zmiany czasu, spaliśmy 11 godzin a ja wciąż zmęczona:/
Ale od początku:
Lot upłynął całkiem znośnie gdyby nie rozmiary foteli, obsługa pierwsza klasa (kto by powiedział, że to tanie linie lotnicze) podwójne porcje drinków zrobiły swoje (ech, nie ma jak to siedzenie w środkowym rzędzie:D)
Lotnisko w Bangkoku uderzyło swoim ogromem, wszędzie pełno mundurowych Tajów, którzy sądząc po wyrazach twarzy bardzo poważnie podchodzą do swoich obowiązków, zawiało trochę 'państwem policyjnych'. Piotrek stwierdził, że ciężko by było zachować przy nich powagę gdy średnia ich wzrostu to 1,6m .
Dojazd do centrum za 150 Bahtów (10 Bahtów to około 1zł), półgodzinny spacerek i jesteśmy w naszym luksusowym hostelu (naprawdę:)
Bangkok zadziwia kakofonią dźwięków i zapachów, przechodzenie przez ulicę to wolna amerykanka - mój sposób to podążać za miejscowymi a i tak trzeba mieć oczy wokół głowy.
Wczoraj wybraliśmy się na szybką przechadzkę i jedzonko - ja za 40 Bahtów dostałam szaszłyk z wątróbki, ryż i jakieś coś przypominające makaron z czymś długim i zielonym (i to nie był ogórek:) oraz coś co przypominało muszelki i wypaliło mi ryja - ale tutaj podobno wszystko pali ryja - dodał Mały. Jedzenie mimo wszystko jest niesamowite - ciężko opisać - to trzeba spróbować - już widzę te pryszcze:D
Próbujemy różne rodzaje piw - jak na razie na prowadzeniu 'dwa słoniki' za jedyne 35 Bahtów za 0,6. Słodkie i mocne - spostrzeżenia Małego. Singha, która jest najbardziej popularnym tajskim piwem w Europie smakuje 'chmielowo - plastikowo' (Mały) i jeszcze za jaką cenę!
Miasto żyje 24h na dobę - ulice zatłoczone, pełne biegających dzieciaków na plastikowych rowerkach, wyleniałych kotów, ulicznych straganów ze wszystkim - począwszy od jedzenia,
skończywszy na warsztatach samochodowych - mają co tu naprawiać - główny środek transportu to mopliki (Piotras) - pojemność 150cm3).
Spostrzeżenie - Tajowie wstają rano i zamiatają ulice :)
Mały chciał dodać, że mu się bardzo podoba, czeka kiedy będzie mu się bardziej podobać niż w Afryce.
Piotras nic nie chce dodać:)
Mnie wciąż trzyma przeziębienie;(
Zdjęcia wrzucimy wieczorkiem.
Do następnego razu!
wtorek, 25 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz